- autor: lechiastarsi, 2014-10-19 21:38
-
Futbol bywa bardzo okrutny i niesprawiedliwy - niby wszyscy o tym wiedzą, ale kiedy dotyka to Twojej drużyny to trzeba przyznać że zawsze ta stara prawda boli jak cholera…
1,5 czyli słownie półtorej – dokładnie tyle sytuacji potrzebowali stworzyć sobie zawodnicy JKS-u aby wywieźć z naszego boiska remis. My samych tylko stuprocentowych okazji mieliśmy przynajmniej 5-6, niestety tego dnia pudłowaliśmy na potęgę…
Pierwsza połowa meczu drużyn z czuba tabeli upłynęła pod naszą całkowitą kontrolą. Mimo osłabienia personalnego wskutek kontuzji graliśmy naprawdę dobrze stwarzając sobie mnóstwo sytuacji – goście z Jarosławia praktycznie nie istnieli. Dwukrotnie pojedynki sam na sam z bramkarzem przegrywał Mateusz Smoliński, w identycznej sytuacji w słupek trafił Bartek Posłuszny, swoją szansę miał też Przemek Chorzępa, nic nie chciało jednak wpaść do bramki. Dopiero tuż przed gwizdkiem na przerwę po rzucie rożnym nieco przypadkowo piłka spadła pod nogi „Smoły” i ten w końcu trafił - paradoksalnie chyba w najtrudniejszej sytuacji jaką miał.
Jeśli chodzi o grę to poza skutecznością wszystko było ok. Pod każdym względem byliśmy lepsi od przeciwnika – w kulturze gry, w konstruowaniu akcji itd. Co z tego skoro zamiast „zabić” mecz już do przerwy to wygrywaliśmy skromnie zaledwie 1:0. W przerwie kolejny raz musieliśmy się przegrupować gdyż w trybie awaryjnym do zespołu seniorów wezwany został Sebastian Malisiewicz - ostoja naszej defensywy.
W drugiej połowie gra była bardziej wyrównana. Trzeba jednak zaznaczyć, że stało się tak bardziej z powodu obniżenia lotów przez nas niż przez skok jakościowy gości z Jarosławia. Do tego jeszcze mecz zaostrzył się i na boisku panowała nerwowa atmosfera. Nikła optyczna przewaga nadal była po naszej stronie ale nie była to już dominacja. Pomimo to mieliśmy kolejne świetne sytuacje do zdobycia gola: z najbliższej odległości w poprzeczkę uderzył Przemek Chorzępa, a kolejną setkę zmarnował Mateusz Smoliński.
Jako że nie podwyższyliśmy prowadzenia to sprawdziła się stara prawda. Pewnym ostrzeżeniem była sytuacja z 68 minuty kiedy to wstrzelona z rzutu wolnego piłka przypadkowo spadła na naszą poprzeczkę. Pięć minut później goście jednak skarcili nas już za nieskuteczność. Najlepszy strzelec w drużynie gości Jamrozik pozostawiony bez opieki uruchomił swojego kolegę na skrzydle - ten ładnie zbiegł do środka mijając naszych obrońców i niesygnalizowanym strzałem zaskoczył naszego bramkarza…
To była tak naprawdę pierwsza ładna, przemyślana i groźna akcja w wykonaniu JKS-u i od razu przyniosła bramkę wyrównującą w 73’. Dalej nie ma co wiele pisać. Na boisku niewiele grało się już w piłkę, a bardziej w kości i nikt nie był tutaj bez winy - ani my ani goście . Po wtorkowym morderczym boju z Resovią brakowało nam sił aby w końcówce mocniej zaatakować i przechylić szalę na naszą korzyść. Powinniśmy to zrobić o wiele wiele wcześniej...
Trudno - stało się i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tym bardziej że za tydzień ostatni akord pierwszej rundy w Kolbuszowej. Jak mawiał Alex Ferguson: footballl, bloody hell…